[xquote]Prokuratura bada sprawę wrzesińskiego geodety. Pierwsze głowy już poleciały.
Miał układy, znajomości i... kolegę, który prawdopodobnie go „sprzedał”. To sprawiło, że błyskotliwa kariera 30-letniego geodety może lec w gruzach.
Biuro geodezyjne Sławomira Przyjemskiego działa od 2004 roku. Jako że on sam nie ma żadnych uprawnień geodezyjnych (tych jest aż siedem zakresów), podjął współpracę z Krzysztofem K., słupeckim geodetą, który je posiada. Początkowo wiązała ich umowa-zlecenie, potem już nic. Poza słowem.
W ciągu sześciu lat firma S. Przyjemskiego wykonała kilkaset zleceń na terenie całego powiatu wrzesińskiego, w tym m.in. dokonała podziału części gruntów po Tonsilu. Wystawiane przez geodetę dokumenty trafiały zarówno do ratusza, jak i do starostwa. Nikt nie podważał ich autentyczności. Aż do grudnia 2010 roku.
Szokujące odkrycie
– Jeden z klientów wspomnianej firmy zgłosił się do geodety, który był podpisany pod jego podziałem, że coś jest nie tak. Wtedy okazało się, że ten geodeta (Krzysztof K. – przyp. red.) nie robił tego podziału. Przyszedł więc do nas, chcąc sprawdzić, kto go wykonywał, i tak wszystko się zaczęło – informuje Dionizy Jaśniewicz, starosta wrzesiński. – Potem geodeta złożył oświadczenie, że nie wykonywał i nie firmował swoim podpisem operatów przedstawianych przez firmę S. Przyjemskiego., oraz że odbywało się to bez jego wiedzy i zgody – dodaje.
Po przejrzeniu innych papierów okazało się, że „lewych” dokumentów jest znacznie więcej: – Skala zjawiska jest ogromna, dlatego zawiadomiliśmy prokuraturę. My nie czujemy się kompetentni do rozstrzygania, które z tych spraw zostały przeprowadzone prawidłowo, a które nie. Od tego są organa ścigania – kontynuuje starosta. – Niezależnie od tego skierowaliśmy sprawę do wojewódzkiego inspektora nadzoru geodezyjnego, ponieważ mamy drugi wątek – nie dość, że posługiwano się dokumentami, co do których zaistniało podejrzenie popełnienia przestępstwa, to wprowadzano je do ewidencji jako zakończone sprawy.
Z informacji przekazanych nam przez Jolantę Pielak, naczelnika Wydziału Geodezji Kartografii i Nieruchomości w starostwie, wynika, że sprawa dotyczy ponad 900 robót.
Magdalena Mazur-Prus, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu: – Postępowanie, które prowadzimy od 11 lutego, dotyczy fałszowania i posługiwania się podrobionymi dokumentami geodezyjnymi. Jest to jeszcze postępowanie w sprawie, a nie przeciwko, dlatego prokurator prowadzący nie zgodził się na ujawnienie więcej informacji. Za przestępstwo to grozi kara do pięciu lat pozbawienia wolności.
Zdaniem D. Jaśniewicza inną ważną sprawą jest też to, że hrabia Roman Mycielski odzyskał część gruntów po Tonsilu na podstawie prawdopodobnie sfałszowanych dokumentów geodezyjnych. I chociaż – w przekonaniu starosty – najpewniej odbyło się to z naruszeniem prawa, to o odzyskaniu tej nieruchomości nie ma już mowy. Przepisy mówią wyraźnie, że jeśli ktoś nabywa nieruchomość w dobrej wierze, chroni go tzw. rękojmia wiary publicznej ksiąg wieczystych. Skarb Państwa będzie mógł ewentualnie domagać się od geodety odszkodowania na drodze sądowej.
Obrona przez atak
S. Przyjemski twierdzi, że liczba robót, którą podaje urzędniczka, jest mocno zawyżona. – Myślę, że należałoby ją podzielić przez trzy – mówi geodeta, dodając, że jest to promil robót geodezyjnych wykonywanych w powiecie wrzesińskim w tym okresie. Ponadto wszystkie prace firmował swoją firmą, ale zgodnie z przepisami geodezyjnymi kierownikiem roboty musiał być geodeta uprawniony. I w tym przypadku był to Krzysztof K.
– Przez ponad pięć lat wspólnej działalności nie było żadnego problemu. Pojawił się dopiero w połowie grudnia 2010 roku (nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że 14 grudnia 2010 jeden z pracowników starostwa spotkał się z Krzysztofem K.; w efekcie tego spotkania słupecki geodeta podpisał oświadczenie, że nigdy nie firmował prac wykonanych przez firmę S. Przyjemskiego). Krzysztof K. zwyczajnie wyparł się współpracy ze mną – dodaje S. Przyjemski. – Nie wiem, dlaczego tak nielojalnie się zachował, a raczej nie chcę teraz o tym mówić. Brał ode mnie pieniądze regularnie, co miesiąc. Niestety, nie mogę tego udowodnić, bo płaciłem mu gotówką, bez zbędnych świadków – przyznaje. – Sądzę, że komuś zależało, by nas poróżnić, i to mu się udało. Myślę, że sąd oceni wiarygodność pana K. Ja zakończyłem z nim współpracę i to on wybrał formę zrobienia z tego sprawy publicznej. Na jego miejsce zatrudniłem nową, odpowiedzialną osobę, i oświadczam, że wszystkie moje prace obowiązuje rękojmia wynikająca z Kodeksu Cywilnego, więc żaden mój klient nie ucierpi.
Wybrał milczenie
Krzysztof K. nie chciał z nami rozmawiać. Sądziliśmy, że skoro uważa się za pokrzywdzonego, to wytłumaczy nam chociażby fakt, jak S. Przyjemski wszedł w posiadanie jego pieczątki. Niestety, tak się nie stało.
Mimo to udało nam się ustalić, że wrzesiński geodeta sam wyrobił sobie pieczątkę Krzysztofa K. – Sam mi to powiedział – mówi osoba chcąca zachować anonimowość (nazwisko zastrzeżone do wiadomości redakcji).
Rodzinne wsparcie
Kolorytu sprawie dodaje fakt, że ojciec S. Przyjemskiego przez wiele lat był geodetą powiatowym. Przestał nim być dwa lata temu w związku z podejrzeniem o stronniczość i interesowność, ale nadal pracował w tym wydziale.
– Teraz dopisał się jakby następny akt tej sprawy. Dlatego poprosiłem go o wyjaśnienia (w styczniu 2011 – przyp. red.), ale on nie potrafił tego zrobić racjonalnie – mówi D. Jaśniewicz. – Honorowo złożył wniosek o rozwiązanie umowy o pracę za porozumieniem stron z początkiem lutego, na co się zgodziłem.
Także w ratuszu S. Przyjemski miał „swojego” człowieka. Konkretniej, teściową, która była szefową Wydziału Gospodarki Gruntami i Architektury w Urzędzie Miasta i Gminy we Wrześni. Piszemy „była”, gdyż w lutym tego roku odeszła na emeryturę.
– Wiemy, jak to wygląda z boku, teraz, kiedy pojawiła się sprawa jej zięcia, ale jest to tylko zbieg okoliczności. Nie można wiązać tych wydarzeń wprost. Odejście Kunegundy Zakrzewskiej było konsekwencją podpisanego wcześniej (dwa lata temu – przyp. red.) porozumienia – wyjaśnia wiceburmistrz Jan Maciejewski.
Czy była urzędniczka pomagała zięciowi? Z całą pewnością czyniła to w kwestii pozyskiwania klientów. Dotarliśmy do osób, które twierdzą, że podczas załatwiania swoich spraw w urzędzie otrzymali od niej wizytówkę S. Przyjemskiego z zapewnieniem, że ten geodeta wykona pracę szybko i dobrze. – To nieprawda. Nigdy nie rozdawałam żadnych wizytówek w czasie pracy w ratuszu – broni się K. Zakrzewska.
Jej byli przełożeni, burmistrz Tomasz Kałużny oraz J. Maciejewski, także twierdzą, że nigdy nie mieli sygnału, jakoby K. Zakrzewska, będąc naczelnikiem wydziału gruntami, wręczała komuś takie wizytówki lub by komuś polecała usługi swojego zięcia. Ale...
– Wydaje mi się, że taka sytuacja jest nieunikniona, gdyż wiadomo, że człowiek, który przychodzi do gminy po wydanie warunków zabudowy albo o sprawdzenie jakiejś działki, wręcz sam wymusza, pyta, czy pracownicy nie znają jakiegoś geodety – mówi T. Kałużny, który – dodajmy – również korzystał z usług S. Przyjemskiego przy podziale swoich działek w Słomowie. – Ludzie po prostu nie wiedzą, gdzie ich (geodetów – przyp. red.) szukać – stwierdza.
Gminne przetargi
Biuro S. Przyjemskiego wygrało także dwa przetargi na usługi geodezyjne w gminie Września. Dokładniej, na rok 2006 i 2009. Co ciekawe, jednym z warunków udziału w postępowaniu przetargowym było posiadanie przez wnioskodawcę uprawnień do wykonywania określonej działalności lub czynności. Jak już wiadomo, S. Przyjemski ich nie miał. ?– W dokumentach wykazał, że jest w posiadaniu osoby, która ma takie uprawnienia. Wskazał geodetę Krzysztofa K. To sprawiło, że uznaliśmy, że spełnił wymogi przetargowe. Nie sprawdzaliśmy, czy wiąże ich jakaś umowa o pracę. Nie mieliśmy takiego obowiązku – stwierdza Tomasz Koralewski, kierownik referatu zamówień publicznych UMiG we Wrześni.
Na dokumentach potwierdzających wykonanie prac na rzecz gminy rzeczywiście widnieje podpis słupeckiego geodety. Dziś trudno jednoznacznie stwierdzić, czy autorem podpisu jest Krzysztof K., czy ktoś inny, np. S. Przyjemski. Sprawdzi to prokuratura. Na uwagę zasługuje jednak fakt, że faktury wystawiał S. Przyjemski, a zatwierdzała je jego teściowa lub Zygmunt Wojtaszak, pracujący do końca marca tego roku w tym samym wydziale.
– Z. Wojtaszak złożył pismo z prośbą o rozwiązanie umowy o pracę od 1 kwietnia, i my się na to zgodziliśmy – mówi T. Kałużny. – Powiem szczerze, że chcieliśmy ten wydział całościowo przemodelować i odświeżyć, dlatego odejście Z. Wojtaszaka było nam na rękę. Nie wnikaliśmy w to, dlaczego zrezygnował z pracy w ratuszu.
Dodajmy, że w ubiegłym roku biuro geodezyjne S. Przyjemskiego na terenie gminy Września wykonało 16 postępowań podziałowych(oznacza to, że większość robót wykonywał na terenie naszego powiatu, poza naszą gminą). W ich wyniku wydzielono 107 działek. Czy ich właściciele mogą spać spokojnie?
– Według mojego stanu wiedzy, jeśli postępowanie prokuratorskie i sądowe wykaże, że pewne czynności geodezyjne, które wymagały uprawnień, zostały przeprowadzone z naruszeniem prawa, to staną się nieważne i będą wymagały ponownego przeprowadzenia – informuje wiceburmistrz J. Maciejewski.[/xquote]