Tak, tylko jak to w geodezji nie jest nigdzie napisane w ustawie pgik i faktycznie wszystko na uprawnionego. W prawie budowlanym są dokładnie określone zadania kierownika budowy i wie za co bierze odpowiedzialność.
Nigdzie nie musi być zapisane, co masz kontrolować! Stawiasz swój podpis na prawnym dokumencie, więc gwarantujesz swoją odpowiedzialnością cywilną, że jest OK

(prawnie, merytorycznie, technicznie, zgodnie ze sztuką, BHP, Kodeksem Pracy, KPA, KC, KPC, PN, skrupulatnie, starannie, przejrzyście, itp).
Skoro napisane jest, że jesteś kierownikiem roboty, to bierzesz odpowiedzialność za wszystko, pod czym się podpisujesz

. Składasz operat ze swoim nazwiskiem - wszystko co jest w środku to tak jakbyś osobiście to zrobił.
Po to masz uprawnienia, by nimi zapewnić, iż ci, którzy ich nie mają robią robotę zgodnie ze sztuką i prawem i brać odpowiedzialność za całość roboty. - taki jest zamysł tych zapisów. Geodeta bez uprawnień nie jest ułomny! Często wie więcej o terenie, niż "pieczątkowiec", ale nowe PGiK nakłada obowiązek brania odpowiedzialności przez jedną osobę za całość roboty. Czasem zdarza się tak, że jedną robotę robi zespół (lub kilka zespołów), gdzie jest np. pięciu z uprawnieniami z danego zakresu, lecz odpowiedzialność musi brać jeden - kierownik.
Nie bez podstawy mówi się, że geodeta to zawód zaufania publicznego - jeśli coś potwierdzasz - to tak ma być i odpowiadasz swoją odpowiedzialnością cywilną. Szczególnie, gdy chodzi o zakres 2.
Poza tym - firmując cieniznę (lub nie sprawdzając jakości pracy podwładnych) rujnujesz swą opinię. Nazwisko to firma. Nazwisko to marka. Trza dbać. Sprawdzać już sprawdzone.
Na marginesie, a czy wcześniej nie trzeba było firmować roboty nie-uprawnionego? Zawsze trza było! Większe firmy kiedyś utrzymywały etaty "inspektorów wewnętrznych", przez których musiały przechodzić operaty przed złożeniem do Ośrodka. Inspektor wyłapywał większość oczywistych omyłek (robionych też przez uprawnionych - kierowników danej roboty), błędów grubych, braków podpisów, numerów stron i szereg innych rzeczy. Zyskiwała na tym marka firmy (i przy okazji nazwisko geodety), a operaty gładziej przechodziły przez Ośrodki. Sądzę, że obowiązek wyznaczenia kierownika robót to też próba nałożenia na tę osobę własnie takich obowiązków. Zrób sobie pod górkę w Ośrodku (przez niedbalstwo) a wnikliwe kontrole masz gwarantowane.
Każda strona w operacie to pieczątka z magicznym numerkiem. Bez tej pieczątki każdy ogarnięty inspektor powinien odrzucić operat ze względów formalnych (nie mówiąc o względach technicznych).
Na większych budowach kierownik budowy działa poprzez kierowników robót, którzy działają poprzez inżynierów budowy. Do tego kierownik budowy ma tyle obowiązków, że bez wsparcia kierowników robót nic by nie zrobił. Na mojej obecnej budowie jeden kierownik budowy ma pod sobą około 4 kierowników grup robót (drogowa, mostowa, kolejowa, branżowa), około 15 kierowników robót, i około 40 inżynierów budowy (było więcej przy większym zaangażowaniu robót latem). Otwartych jest kilka dzienników budowy (muszę sprawdzić, czy nie czasami więcej niż 10 - budowa naprawdę spora, wielotematyczna, wielobranżowa, podzielona na odcinki i skomplikowana technicznie). A na koniec budowy to kierownik budowy potwierdza wiele rzeczy, o których nie ma pojęcia (bo nie jest w stanie sprawdzić kazdej czynności swoich inżynierów). Sądzę, że geodeta, który sprawdza 1-2, nawet 5 kolegów "nieuprawnionych" jest w nieco lepszej sytuacji.