"po pierwsze primo": młot 5-6 kg jest wystarczający, 10-tka jest niewygodna i za ciężka.
A co istotniejsze na budowie nie szanują Nas i owszem, ale nie dlatego, że jeden czy drugi geodeta wbija pale.
Nie szanują Nas, bo wbijamy te pale taniej niż zrobi to pomocnik na budowie.
Szacunek u inwestora ma projektant (3000-6000 zł projekt gotowy, 1500 zł za "adaptację" tegoż projektu), kierownik budowy (4-5 tyś za "nadzór" nad prawidłowością prac), inspektor z wodociągów (bo bez niego nie można zasypać rurki), czy wreszcie kominiarz (bo bez jego podpisu się nie zrobi odbioru). A nie geodeta, który zrobi mapę do celów projektowych za 400 zł (i się tłumaczy i przeprasza, bo to te złe urzędu tak długo dokumentację trzymają), wytyczy budynek za 300 zł, a inwentaryzację zrobi po zasypaniu, bo "to nie ma takiego wielkiego znaczenia". Jeśli informujemy inne branże i inwestora o tym, że nasza praca jest niewiele warta, to dlaczego się potem dziwimy, że Nas nie szanują?
Ja często wbijam pale sam lub moi pracownicy, deski też przybijam sam, ale nie uważam, że to jest poniżające. Robota jak każda inna, ważniejsze żeby poinformować wykonawcę w obecności inwestora, że poprostu onie nie umieją tego zrobić właściwie, a jeśli nawet umie wbić pal to nie wie gdzie. Dlaczego sam to robię? bo wiem że się ten kołek nie przewróci, bo wiem że jak jest w linii równoległej do osi wyznaczanej to mogę nie stosować żadnych poprawek ze względu na "skos", i nie będę poprawiał po pomiarze przekątnych, bo nie muszę pilnować czy ten pomocnik to się nie leni, bo nie muszę "prosić" czy mogliby mi oddelegować pomocnika ("co to za firma, że nie ma własnych ludzi?") bo jeszcze wiele innych czynników powodujących, że tak jest szybciej i lepiej, a lepiej bo szybciej.
A tak naprawdę to sami wbijamy kołki, bo to jest wliczone w cenę.