Zarzuty dla wrzesińskiego geodety za pieczątki

Zaczęty przez support, Poniedziałek 31 Grudzień 2012, 12:22:01

Poprzedni wątek - Następny wątek

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

supportAutor w?tku

Finał sprawy

[xquote]Za sfałszowanie kilkuset dokumentów sąd we Wrześni skazał geodetę Sławomira P. Kara to: dwa lata więzienia w zawieszeniu na cztery, 20 tys. zł grzywny oraz zakaz wykonywania zawodu przez siedem lat.

W ocenie sądu geodeta Sławomir P. - nie mając wszystkich uprawnień do wykonywania prac - przez kilka lat podrabiał podpis geodety z uprawnieniami Krzysztofa K. posługując się jego podrobioną pieczątką.

Oskarżony nie przyznał się do winy. Przekonywał, że z Krzysztofem K. współpracował na zasadzie "jeden robi dokumenty, a drugi je podpisuje". Krzysztof K. temu zaprzeczył.
Kłopot mają teraz urzędnicy starostwa we Wrześni. Bo ponad 700 spraw opartych jest na sfałszowanych papierach. "Na razie czekamy na uprawomocnienie się wyroku" - mówi starosta Dionizy Jaśniewicz. O dalsze działania starosta będzie pytał w nadzorze geodezyjnym.

Tuż po ogłoszeniu wyroku obrona nie wiedziała, czy się od niego odwoła.
[/xquote]
"Być narodowi użytecznym" - Stanisław Staszic, Patron techników polskich.


supportAutor w?tku

[xquote]Prokuratura bada sprawę wrzesińskiego geodety. Pierwsze głowy już poleciały.

Miał układy, znajomości i... kolegę, który prawdopodobnie go ,,sprzedał". To sprawiło, że błyskotliwa kariera 30-letniego geodety może lec w gruzach.

Biuro geodezyjne Sławomira Przyjemskiego działa od 2004 roku. Jako że on sam nie ma żadnych uprawnień geodezyjnych (tych jest aż siedem zakresów), podjął współpracę z Krzysztofem K., słupeckim geodetą, który je posiada. Początkowo wiązała ich umowa-zlecenie, potem już nic. Poza słowem.

W ciągu sześciu lat firma S. Przyjemskiego wykonała kilkaset zleceń na terenie całego powiatu wrzesińskiego, w tym m.in. dokonała podziału części gruntów po Tonsilu. Wystawiane przez geodetę dokumenty trafiały zarówno do ratusza, jak i do starostwa. Nikt nie podważał ich autentyczności. Aż do grudnia 2010 roku.

Szokujące odkrycie

– Jeden z klientów wspomnianej firmy zgłosił się do geodety, który był podpisany pod jego podziałem, że coś jest nie tak. Wtedy okazało się, że ten geodeta (Krzysztof K. – przyp. red.) nie robił tego podziału. Przyszedł więc do nas, chcąc sprawdzić, kto go wykonywał, i tak wszystko się zaczęło – informuje Dionizy Jaśniewicz, starosta wrzesiński. – Potem geodeta złożył oświadczenie, że nie wykonywał i nie firmował swoim podpisem operatów przedstawianych przez firmę S. Przyjemskiego., oraz że odbywało się to bez jego wiedzy i zgody – dodaje.

Po przejrzeniu innych papierów okazało się, że ,,lewych" dokumentów jest znacznie więcej: – Skala zjawiska jest ogromna, dlatego zawiadomiliśmy prokuraturę. My nie czujemy się kompetentni do rozstrzygania, które z tych spraw zostały przeprowadzone prawidłowo, a które nie. Od tego są organa ścigania – kontynuuje starosta. – Niezależnie od tego skierowaliśmy sprawę do wojewódzkiego inspektora nadzoru geodezyjnego, ponieważ mamy drugi wątek – nie dość, że posługiwano się dokumentami, co do których zaistniało podejrzenie popełnienia przestępstwa, to wprowadzano je do ewidencji jako zakończone sprawy.

Z informacji przekazanych nam przez Jolantę Pielak, naczelnika Wydziału Geodezji Kartografii i Nieruchomości w starostwie, wynika, że sprawa dotyczy ponad 900 robót.

Magdalena Mazur-Prus, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu: – Postępowanie, które prowadzimy od 11 lutego, dotyczy fałszowania i posługiwania się podrobionymi dokumentami geodezyjnymi. Jest to jeszcze postępowanie w sprawie, a nie przeciwko, dlatego prokurator prowadzący nie zgodził się na ujawnienie więcej informacji. Za przestępstwo to grozi kara do pięciu lat pozbawienia wolności.

Zdaniem D. Jaśniewicza inną ważną sprawą jest też to, że hrabia Roman Mycielski odzyskał część gruntów po Tonsilu na podstawie prawdopodobnie sfałszowanych dokumentów geodezyjnych. I chociaż – w przekonaniu starosty – najpewniej odbyło się to z naruszeniem prawa, to o odzyskaniu tej nieruchomości nie ma już mowy. Przepisy mówią wyraźnie, że jeśli ktoś nabywa nieruchomość w dobrej wierze, chroni go tzw. rękojmia wiary publicznej ksiąg wieczystych. Skarb Państwa będzie mógł ewentualnie domagać się od geodety odszkodowania na drodze sądowej.

Obrona przez atak

S. Przyjemski twierdzi, że liczba robót, którą podaje urzędniczka, jest mocno zawyżona. – Myślę, że należałoby ją podzielić przez trzy – mówi geodeta, dodając, że jest to promil robót geodezyjnych wykonywanych w powiecie wrzesińskim w tym okresie. Ponadto wszystkie prace firmował swoją firmą, ale zgodnie z przepisami geodezyjnymi kierownikiem roboty musiał być geodeta uprawniony. I w tym przypadku był to Krzysztof K.

– Przez ponad pięć lat wspólnej działalności nie było żadnego problemu. Pojawił się dopiero w połowie grudnia 2010 roku (nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że 14 grudnia 2010 jeden z pracowników starostwa spotkał się z Krzysztofem K.; w efekcie tego spotkania słupecki geodeta podpisał oświadczenie, że nigdy nie firmował prac wykonanych przez firmę S. Przyjemskiego). Krzysztof K. zwyczajnie wyparł się współpracy ze mną – dodaje S. Przyjemski. – Nie wiem, dlaczego tak nielojalnie się zachował, a raczej nie chcę teraz o tym mówić. Brał ode mnie pieniądze regularnie, co miesiąc. Niestety, nie mogę tego udowodnić, bo płaciłem mu gotówką, bez zbędnych świadków – przyznaje. – Sądzę, że komuś zależało, by nas poróżnić, i to mu się udało. Myślę, że sąd oceni wiarygodność pana K. Ja zakończyłem z nim współpracę i to on wybrał formę zrobienia z tego sprawy publicznej. Na jego miejsce zatrudniłem nową, odpowiedzialną osobę, i oświadczam, że wszystkie moje prace obowiązuje rękojmia wynikająca z Kodeksu Cywilnego, więc żaden mój klient nie ucierpi.

Wybrał milczenie

Krzysztof K. nie chciał z nami rozmawiać. Sądziliśmy, że skoro uważa się za pokrzywdzonego, to wytłumaczy nam chociażby fakt, jak S. Przyjemski wszedł w posiadanie jego pieczątki. Niestety, tak się nie stało.

Mimo to udało nam się ustalić, że wrzesiński geodeta sam wyrobił sobie pieczątkę Krzysztofa K. – Sam mi to powiedział – mówi osoba chcąca zachować anonimowość (nazwisko zastrzeżone do wiadomości redakcji).

Rodzinne wsparcie

Kolorytu sprawie dodaje fakt, że ojciec S. Przyjemskiego przez wiele lat był geodetą powiatowym. Przestał nim być dwa lata temu w związku z podejrzeniem o stronniczość i interesowność, ale nadal pracował w tym wydziale.

– Teraz dopisał się jakby następny akt tej sprawy. Dlatego poprosiłem go o wyjaśnienia (w styczniu 2011 – przyp. red.), ale on nie potrafił tego zrobić racjonalnie – mówi D. Jaśniewicz. – Honorowo złożył wniosek o rozwiązanie umowy o pracę za porozumieniem stron z początkiem lutego, na co się zgodziłem.

Także w ratuszu S. Przyjemski miał ,,swojego" człowieka. Konkretniej, teściową, która była szefową Wydziału Gospodarki Gruntami i Architektury w Urzędzie Miasta i Gminy we Wrześni. Piszemy ,,była", gdyż w lutym tego roku odeszła na emeryturę.

– Wiemy, jak to wygląda z boku, teraz, kiedy pojawiła się sprawa jej zięcia, ale jest to tylko zbieg okoliczności. Nie można wiązać tych wydarzeń wprost. Odejście Kunegundy Zakrzewskiej było konsekwencją podpisanego wcześniej (dwa lata temu – przyp. red.) porozumienia – wyjaśnia wiceburmistrz Jan Maciejewski.

Czy była urzędniczka pomagała zięciowi? Z całą pewnością czyniła to w kwestii pozyskiwania klientów. Dotarliśmy do osób, które twierdzą, że podczas załatwiania swoich spraw w urzędzie otrzymali od niej wizytówkę S. Przyjemskiego z zapewnieniem, że ten geodeta wykona pracę szybko i dobrze. – To nieprawda. Nigdy nie rozdawałam żadnych wizytówek w czasie pracy w ratuszu – broni się K. Zakrzewska.

Jej byli przełożeni, burmistrz Tomasz Kałużny oraz J. Maciejewski, także twierdzą, że nigdy nie mieli sygnału, jakoby K. Zakrzewska, będąc naczelnikiem wydziału gruntami, wręczała komuś takie wizytówki lub by komuś polecała usługi swojego zięcia. Ale...

– Wydaje mi się, że taka sytuacja jest nieunikniona, gdyż wiadomo, że człowiek, który przychodzi do gminy po wydanie warunków zabudowy albo o sprawdzenie jakiejś działki, wręcz sam wymusza, pyta, czy pracownicy nie znają jakiegoś geodety – mówi T. Kałużny, który – dodajmy – również korzystał z usług S. Przyjemskiego przy podziale swoich działek w Słomowie. – Ludzie po prostu nie wiedzą, gdzie ich (geodetów – przyp. red.) szukać – stwierdza.

Gminne przetargi

Biuro S. Przyjemskiego wygrało także dwa przetargi na usługi geodezyjne w gminie Września. Dokładniej, na rok 2006 i 2009. Co ciekawe, jednym z warunków udziału w postępowaniu przetargowym było posiadanie przez wnioskodawcę uprawnień do wykonywania określonej działalności lub czynności. Jak już wiadomo, S. Przyjemski ich nie miał. ?– W dokumentach wykazał, że jest w posiadaniu osoby, która ma takie uprawnienia. Wskazał geodetę Krzysztofa K. To sprawiło, że uznaliśmy, że spełnił wymogi przetargowe. Nie sprawdzaliśmy, czy wiąże ich jakaś umowa o pracę. Nie mieliśmy takiego obowiązku – stwierdza Tomasz Koralewski, kierownik referatu zamówień publicznych UMiG we Wrześni.

Na dokumentach potwierdzających wykonanie prac na rzecz gminy rzeczywiście widnieje podpis słupeckiego geodety. Dziś trudno jednoznacznie stwierdzić, czy autorem podpisu jest Krzysztof K., czy ktoś inny, np. S. Przyjemski. Sprawdzi to prokuratura. Na uwagę zasługuje jednak fakt, że faktury wystawiał S. Przyjemski, a zatwierdzała je jego teściowa lub Zygmunt Wojtaszak, pracujący do końca marca tego roku w tym samym wydziale.

– Z. Wojtaszak złożył pismo z prośbą o rozwiązanie umowy o pracę od 1 kwietnia, i my się na to zgodziliśmy – mówi T. Kałużny. – Powiem szczerze, że chcieliśmy ten wydział całościowo przemodelować i odświeżyć, dlatego odejście Z. Wojtaszaka było nam na rękę. Nie wnikaliśmy w to, dlaczego zrezygnował z pracy w ratuszu.

Dodajmy, że w ubiegłym roku biuro geodezyjne S. Przyjemskiego na terenie gminy Września wykonało 16 postępowań podziałowych(oznacza to, że większość robót wykonywał na terenie naszego powiatu, poza naszą gminą). W ich wyniku wydzielono 107 działek. Czy ich właściciele mogą spać spokojnie?

– Według mojego stanu wiedzy, jeśli postępowanie prokuratorskie i sądowe wykaże, że pewne czynności geodezyjne, które wymagały uprawnień, zostały przeprowadzone z naruszeniem prawa, to staną się nieważne i będą wymagały ponownego przeprowadzenia – informuje wiceburmistrz J. Maciejewski.[/xquote]
"Być narodowi użytecznym" - Stanisław Staszic, Patron techników polskich.


supportAutor w?tku

... a wszystko zaczęło się od ...

[xquote]W lutym 2011 roku, po ujawnieniu tzw. afery gruntowej, zaistniało podejrzenie, że w starostwie doszło do pewnych nieprawidłowości. Właśnie dlatego Wojewódzki Inspektor Nadzoru Geodezyjnego i Kartograficznego przeprowadził w urzędzie przy ul. Chopina kontrolę. Trwała kilka miesięcy.

– Dotyczyła postępowania w zakresie aktualizacji baz danych operatu ewidencji gruntów i budynków, prowadzonego dla obszaru powiatu wrzesińskiego, na podstawie udokumentowanych zmian – informuje starosta Dionizy Jaśniewicz. – Sprawdzano m.in.: strukturę organizacyjną starostwa, obieg dokumentów, terminowość aktualizacji operatu ewidencyjnego, a także procedurę wprowadzania zmian ewidencyjnych do operatu ewidencji gruntów i budynków w wyniku prac geodezyjnych. W tym prac zrealizowanych przez firmę Sławomira Przyjemskiego, którego biuro wykonało m.in. podział gruntu po Tonsilu.

Zdaniem starosty kontrola wykazała uchybienia w zakresie procedur, w szczególności, jeśli chodzi o firmę wrzesińskiego geodety S. Przyjemskiego.

– Przedłożony przez niego operat (dotyczący podziału Tonsilu – przyp. red.) nie zawierał podstawowych danych i dokumentów, w tym decyzji podziałowej z gminy. To była zwykła lipa, która nigdy nie powinna trafić do ewidencji – twierdzi D. Jaśniewicz, dodając, że było to możliwe tylko dlatego, że w tamtym okresie, osobą odpowiedzialną w urzędzie za dokonanie wpisów był ojciec geodety.

– Wpis dokonany został bezprawnie. Potwierdzają to także inne ustalenia kontrolerów – mówi starosta.

Co ciekawe, z informacji przekazanych nam przez rzecznika prasowego wojewody wielkopolskiego Tomasza Stube wynika, że starosta nie podpisał się pod protokołem kontrolnym.

– To oznacza, że nie zgadza się z ustaleniami kontrolerów – mówi rzecznik. Tymczasem D. Jaśniewicz nie zamierza odwoływać się od wspomnianego protokołu, gdyż jak mówi ,,została wskazana procedura weryfikacji dokonanych już wpisów do ewidencji".

Starosta jako organ administracji geodezyjnej i kartograficznej ma uprawnienia do przeprowadzenia weryfikacji, by ustalić, czy dane ewidencyjne są zgodne z treścią dokumentów źródłowych. W związku z zaleceniami pokontrolnymi, zamierza takiej weryfikacji dokonać.

– Ma ona polegać na stwierdzeniu tego, co właściwie jest już stwierdzone, tylko teraz w postępowaniu administracyjnym – mówi starosta. – We wszystkich przypadkach, w których występują nieprawidłowości, zostanie usunięty wpis z ewidencji. To oznacza, że postępowanie podziałowe będzie musiało być przeprowadzone od nowa.

Kto będzie musiał je przeprowadzić? – Pewnie wiele osób, ale dopiero w momencie kiedy będzie decyzja o wyjęciu podziałów z ewidencji. Osoby, które będzie to dotyczyło zostaną poinformowane o konieczności ponownego przeprowadzenia podziałów – dodaje D. Jaśniewicz.

Dodajmy, że aktualnie prowadzone jest także śledztwo w sprawie podpisów pod dokumentami geodezyjnymi, które prawdopodobnie zostały sfałszowane.

– Przedmiotowe śledztwo jest w fazie in rem (w sprawie – przyp, red.) i trwa gromadzenie dowodów, z których najważniejsza jest opinia biegłego grafologa. Aktualnie opinia jest opracowywana i po jej uzyskaniu, w zależności od treści, zostaną podjęte istotne dla sprawy czynności procesowe – informuje Paweł Gryziecki Naczelnik Wydziału Śledczego Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
[/xquote]
"Być narodowi użytecznym" - Stanisław Staszic, Patron techników polskich.


supportAutor w?tku

Ciąg dalszy afery gruntowej: na ławie oskarżonych zasiadł Sławomir P. Geodecie zarzuca się gigantyczne fałszerstwo.

[xquote]
Proces rozpoczął się wczoraj (4 kwietnia 2013r.) we wrzesińskim sądzie. Prokuratura Okręgowa w Poznaniu oskarżyła wrzesińskiego geodetę Sławomira P. o to, że w latach 2005-2010 podrobił 731 dokumentów geodezyjnych, które zostały wprowadzone do Powiatowego Ośrodka Geodezji i Kartografii.

Zdaniem prokuratury, miało to się udać dzięki podrobieniu pieczątki i podpisu uprawnionego geodety Krzysztof K. z Wierzbna (gmina Słupca). Ten zaświadczył, że o procederze nic nie wiedział. Czyn, którego miał się dopuścić Sławomir P., kodeksowo zagrożony jest karą pozbawienia wolności do 5 lat.

Sławomir P. nie przyznał się do winy. W czwartek przed sądem przedstawił siebie jako ofiarę spisku geodety Krzysztofa K. i starostwa powiatowego.

Oskarżony jest 33-letnim właścicielem firmy geodezyjnej, ale nie posiada wszystkich uprawnień. Dlatego korzysta z pomocy innych, bardziej doświadczonych geodetów. W 2004 r. los zetknął go na kilka miesięcy z Krzysztofem K., który był znajomym rodziny.

Panowie zawarli umowę na pięć miesięcy. Zdaniem Sławomira P., została ona ustnie przedłużona na początku 2005 r. Jego starszy kolega nie widział niczego złego w kontynuowaniu współpracy. Krzysztof K. miał zarabiać z tego tytułu około tysiąca złotych miesięcznie. Geodeci rozliczali się metodą ,,z ręki do ręki", dlatego Sławomir P. nie ma dokumentów, że płacił cokolwiek Krzysztofowi K. (w okresie 2005-2010).

Przełom nastąpił w grudniu 2010 r. Starszy geodeta miał dowiedzieć się w starostwie powiatowym, że młodemu dobrze idzie, ma mnóstwo zleceń. Uznał, że Sławomir P. oszukuje go w rozliczeniach. W rewanżu złożył oświadczenie na ręce Romy Olejniczak, wówczas zastępcy kierownika ośrodka geodezyjnego. Zaprzeczył, jakoby Sławomir P. miał pozwolenie na działanie w jego imieniu i na podstawie jego uprawnień. To oświadczenie Krzysztof K. powtórzył u starosty Dionizego Jaśniewicza, ten zaś zawiadomił prokuraturę.

Geodeta Krzysztof K. miał być też w starostwie postraszony kontrolą wojewódzkiego inspektora nadzoru geodezyjnego ws. prac, które wykonywała firma Sławomira P.

– Na tej sprawie kilku urzędników zrobiło w starostwie karierę – podsumował oskarżony.

Podczas czwartkowej rozprawy sędzia Marcin Przybylski przesłuchał głównego świadka, czyli Krzysztofa K. Ten zaprzeczył wersji wydarzeń, którą przedstawił Sławomir P. Stwierdził, że nie kontynuował współpracy z nim po 2004 r. i nie brał za to pieniędzy. Potwierdził tylko, że o tym, że Sławomir P. posługuje się jego podpisem i pieczątką, dowiedział się w starostwie powiatowym. – Pani Olejniczak poprosiła, abym odebrał w imieniu oskarżonego jakieś dokumenty. Zdziwiłem się. Zobaczyłem tam wtedy swoją pieczątkę i strasznie się zdenerwowałem – mówił K. – W ewidencji okazało się, że pan Sławomir podjął prawie 900 działań w moim imieniu, a ja nic o tym nie wiedziałem – mówił przed sądem. Poszkodowany geodeta utrzymywał, że oskarżony sfałszował jego pieczątkę i na setkach dokumentów przedstawionych mu w prokuratorze podrobił jego podpis.

Adwokat oskarżonego próbował podważyć wiarygodność świadka. Krzysztof K. twierdził, że współpracując ze Sławomirem P. w 2004 r., nie brał za to ani grosza. Mecenas wykazał jednak, że otrzymał z tego tytułu co najmniej 780 zł (przedstawił fakturę). Krzysztof K. utrzymywał też, że zerwał współpracę z oskarżonym po 2004, tymczasem obrońca ujawnił dokumenty, z których wynikało, że pracownicy firmy Krzysztofa K. nadal współpracowali z firmą Sławomira P., i to jeszcze w 2006.

W następnej kolejności sąd przesłucha byłych i obecnych pracowników starostwa powiatowego.
[/xquote]

"Być narodowi użytecznym" - Stanisław Staszic, Patron techników polskich.


supportAutor w?tku

Wrzesiński geodeta Sławomir P. został oskarżony o sfałszowanie ponad 700 dokumentów. Czy za przyjmowanie lewych podziałów odpowiedzą także urzędnicy?

Biuro geodezyjne Sławomira P. działa od 2004 roku. Jako że on sam nie ma uprawnień geodezyjnych potrzebnych m.in. do wykonywania podziałów, podjął współpracę ze słupeckim geodetą Krzysztofem K. W ciągu sześciu lat firma P. wykonała kilkaset zleceń na terenie całego powiatu wrzesińskiego. Dokonała m.in. podziału części gruntów po Tonsilu. Wystawiane przez Sławomira P. dokumenty trafiały zarówno do ratusza, jak i do starostwa. Przez lata nikt nie podważał ich autentyczności – aż do grudnia 2010, kiedy geodeta ze Słupcy złożył w starostwie oświadczenie, że nie wykonywał i nie firmował swoim podpisem operatów przedstawianych przez firmę P.

To sprawiło, że zaczęto przeglądać dokumenty młodego geodety. Okazało się, że większość z nich została prawdopodobnie sfałszowana – zawierały bowiem podpis Krzysztofa K. Właśnie dlatego starosta wrzesiński Dionizy Jaśniewicz powiadomił o sprawie organy ścigania.

Co ciekawe, w tym samym czasie odeszli z pracy ojciec Sławomira P., który przez lata był geodetą powiatowym w starostwie, oraz teściowa młodego geodety, szefowa Wydziału Gospodarki Gruntami i Architektury w Urzędzie Miasta i Gminy we Wrześni.

Analiza kilkuset dokumentów zabezpieczonych w starostwie zajęła biegłym grafologom kilkanaście miesięcy. W końcu sporządzili opinię, na podstawie której – w grudniu 2012 roku – prokurator przedstawił Sławomirowi P. zarzuty.

– Dotyczą one tego, że od stycznia 2005 roku do marca 2010, w krótkich odstępach czasu, w celu użycia za autentyczne, podrobił 727 dokumentów geodezyjnych. Zrobił to w ten sposób, że opieczętowywał je podrobioną pieczątką o treści ,,geodeta uprawniony Krzysztof K." oraz podpisywał je jako uprawniony geodeta, fałszując podpis Krzysztofa K. Następnie przekazywał te dokumenty do Starostwa Powiatowego we Wrześni. Grozi mu za to do 5 lat pozbawienia wolności – informuje Paweł Gryziecki, naczelnik Wydziału Śledczego Prokuratury Okręgowej w Poznaniu. Jak zapewnił nas prokurator, akt oskarżenia w tej sprawie trafił już do wrzesińskiego sądu.

Sławomir P. w październiku 2011 w rozmowie z nami twierdził, że podejrzewanie go o podrabianie dokumentów jest bezpodstawne, a cała ta sprawa została wykreowana przez starostę i jego urzędników, oraz że Jaśniewicz w bezpardonowy sposób – wykorzystując swoje stanowisko – zaatakował go poprzez doniesienie do prokuratury i ściągnięcie kontroli do starostwa. – To sytuacja kuriozalna w skali kraju, by starosta sam na siebie donosił, bo nie ogarnia sposobu funkcjonowania podległego mu wydziału – mówił wówczas P.

Dziś geodeta jest bardziej ostrożny w słowach. W środę stwierdził jedynie, że nie będzie komentował zarzutów prokuratury.

Tymczasem starosta zauważa, że zakończył się dopiero pierwszy, niezwykle ważny etap postępowania w tej sprawie.

– Potwierdzenie zarzutów dotyczących fałszowania dokumentów geodezyjnych na ogromną skalę spowoduje szereg skutków formalnoprawnych, jak i odpowiedzialności urzędniczych – wyjaśnia D. Jaśniewicz. – Jak wiadomo, firma pana P. wykonywała usługi geodezyjne, które w swojej masie dotyczyły wielu lukratywnych i znaczących nieruchomości, będących w ostatnich latach w obrocie prawnym w mieście i powiecie. W tej chwili jeszcze za wcześnie na ostateczne wnioski, ale konsekwencje mogą być tutaj poważne. Należałoby podnieść w tym momencie, że podejmowane przeze mnie w przeszłości działania, jak i te, które podejmowane będą w przyszłości, nie były, nie są i nie będą nacechowane przypisywaną mi publicznie złą wolą czy osobistą niechęcią do kogokolwiek. Wynikają one z obowiązków, które ciążą na mnie jako staroście, szefie jednostki samorządowej i reprezentancie Skarbu Państwa, gdyż, mówiąc kolokwialnie, ,,za to mi płacą" – dodaje starosta.

Co mają jednak zrobić osoby, które korzystały z usług Sławomira P.? Co oznacza dla nich stwierdzenie przez prokuraturę faktu, że dokumenty, które wystawiał, są podrobione?

– We wszystkich sprawach, które kończyły się decyzją administracyjną w oparciu o Kodeks Postępowania Administracyjnego, w wypadku wystąpienia nowych istotnych okoliczności (a bez wątpienia takie zaistniały – przyp. red.) należy wznowić postępowanie – informuje D. Jaśniewicz. – Każda sprawa podlega indywidualnemu rozpatrzeniu i ponownemu rozstrzygnięciu.

Starosta uważa, że mamy do czynienia z sytuacją, którą można by przyrównać do wprowadzenia do obrotu fałszywych banknotów. Dlatego te ,,fałszywe banknoty" należy z obiegu wycofać. Co ważne, osobom poszkodowanym przez firmę Sławomira P. będzie przysługiwać roszczenie cywilnoprawne.

A co z odpowiedzialnością urzędniczą, o której wspomina starosta? Czy poza geodetą ktoś inny zostanie pociągnięty do odpowiedzialności? Niestety, na te pytania nie można jeszcze odpowiedzieć – ten wątek jest dopiero sprawdzany przez poznańskich prokuratorów.

Nie wiadomo także dzisiaj, kiedy ruszy proces oskarżonego geodety. Wrzesiński sąd nie wyznaczył jeszcze terminu pierwszej rozprawy. 

"Być narodowi użytecznym" - Stanisław Staszic, Patron techników polskich.



supportAutor w?tku

[info][reflect]http://geoforum.pl/upload/news_pl/picture/main/121231_pieczatka.jpg[/reflect][/info]
Po blisko dwóch latach śledztwa poznańska prokuratura postawiła Sławomirowi P. zarzuty. Grozi mu do pięciu lat więzienia.

Zarzuty dotyczą podrobienia 727 dokumentów geodezyjnych. - Sławomir P. opieczentowywał je podrobiona pieczatką o treści ,,geodeta uprawniony Krzysztof K." oraz podpisywał je jako uprawniony geodeta fałszując podpis Krzysztofa K. - informuje prokurator Paweł Gryziecki.

Sfałszowane dokumenty przekazywane były do wrzesińskiego starostwa.

O tym czy podziały wykonane przez biuro geodezyjne Sławomira P. są nieważne, co to oznacza dla zwykłego Kowalskiego oraz co o sprawie myśli starosta Dionizy Jaśniewicz napiszemy w piątkowym wydaniu "WW".

"Być narodowi użytecznym" - Stanisław Staszic, Patron techników polskich.