Czy każdy powinien uczyć geodezji?

Zaczęty przez wykolejeniec, Środa 05 Marzec 2014, 14:50:05

Poprzedni wątek - Następny wątek

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

wykolejeniecAutor w?tku

Poruszona przez Ciebie kwestia przepisów to zupełnie inna bajka - koszmar.

Prawdą jest, że na dzień dzisiejszy nic nie weryfikuje stanu wiedzy Geodetów i "geodetów". W mojej opinii taki egzamin, to powinien być połączeniem części opisowej i ustnej. Czyli dostaje się np. 3 zagadnienia, 20min. na przygotowanie i przedstawia się komisji odpowiedź. Do tego całość okraszona krótkimi pytaniami, na które odpowiada się jednym zdaniem. I np. ktoś wspominając o decyzji administracyjnej, mógłby zostać zapytany o termin odwołania. Taka forma pozwoliłaby komisji pokierować egzamin w taką stronę, że od osoby która jest dobrze przygotowana "wyciągnie się" wszystko, a osobę, która ma o czymś tylko blade pojęcie, można by dodatkowymi pytaniami dokładnie zweryfikować. Pamiętać należy, że praktyk odpowie na pytanie o teorię, ale teoretyk na pytanie o praktykę, już niekoniecznie.
Rzeczy niemożliwe załatwiam od ręki, cuda wymagają więcej czasu.

Brook

MartaK dobrze piszesz.....
Ale jeśli chodzi o egzamin na uprawnienia, to moim zdaniem nie jest kompletnie na wysokim poziomie wręcz odwrotnie. Zmusza się adeptów do uprawnień do "uczenia się na pamięć i pod komisję" bez zrozumienia tematu. Wielokrotnie do czytania przepisów daleko odbiegających od geodezji, choć moim zdaniem powinno się wiedzieć gdzie szukać.
Poza tym, gdzie tu daleko szukać skoro sam GUGiK ogłasza przetargi na interpretację przepisów? To jest po prostu poziom poniżej zero.... Depresja  :idiot2:
www.geodetachelm.pl
www.geodezja-chelm.pl

Uśmiech najkrótszą drogą do człowieka

MartaK

Witam. Oczywiście nie każdy ma predyspozycje do bycia geodetą. Niektórzy osłuchali się od różnych niezorientowanych osób, jaki to prestiżowy i dochodowy zawód. Wiadomo, że każdy geodeta powinien mieć głowę na karku, myśleć logicznie, mieć wykształcenie, dość dobre zdrowie, ale to nie wszystko. Przyszły geodeta powinien choć trochę popracować w terenie i zobaczyć, czy mu odpowiada praca w upalny dzień na słońcu, w deszczu albo na przenikliwym mrozie, chodzenie w gumowcach, przechodzenie przez ogrodzenia, użeranie się z tubylcami i różnymi przeciwnościami losu. Są i tacy, którzy wstydzą się chodzić na pomiarach w kamizelce odblaskowej, czy kasku. Nie wyobrażam sobie geodety, który nigdy nie pracował w terenie i zna tylko teorię.
Co do tych szkół, kształcących geodetów, to rzeczywiście trochę się ich namnożyło. Kiedy ja zdawałam na studia było chyba 6 uczelni w całej Polsce (po 2 w Warszawie i Krakowie, Olsztyn i Wrocław). Teraz jest ich kilkanaście a może i kilkadziesiąt. To nie wróży niczego dobrego na przyszłość. Jedynym weryfikatorem umiejętności jest teraz egzamin na uprawnienia i choć raz go oblałam, jestem zdania, że powinien być utrzymany na podobnym wysokim poziomie, żeby się nie okazało, że za 5 lat byle kto będzie mógł zostać geodetą uprawnionym.

tobigeo87

#6
a ja skończyłem prywatną wrocławską uczelnię i jestem czynny zawodowy, do firmy przychodzą ludzie z tytułem z tych lepszych publicznych szkół, po porannej kawie jedziemy w teren i na miejscu taki osobnik rozkłada instrument, po 20 minutach zaczynamy mierzyć, stoję przy instrumencie a mgr inż. dostaje lustro i polecenie żeby poszedł na nawiązanie na kościół no i idzie bo myśli sobie że po drodze coś trafi i to będzie tym nawiązaniem, moja uczelnia nauczyła mnie myślenia a doświadczenie zawodowe dopełnia reszty, oczywiści zgadzam się że geodetów produkuje się ostatnio na potęgę ale egzamin zawodowy i życie weryfikuję, i jak mawia mój współpracownik "jeszcze nie znalazł się taki który by wszystko przerobił" :)

wykolejeniecAutor w?tku

Ja jestem po liceum ogólnokształcącym i "tej gorszej" krakowskiej uczelni*. I sobie radzę, ale na to złożyło się nienajgorsze przygotowanie i praktyka już od połowy studiów. Może nie jestem wysokiej klasy specem, ale byków nie sadzę. I jak coś mi nie daje spokoju, to pytam dlaczego albo szukam sam. Ale szlag jasny mnie trafia, jak pomocnik inż. czy mgr zaczyna mi udowadniać, że np nie potrzebuje robić tylu nawiązań. Skoro stoję na poligonie, to mogę tylko na kościół i mierzyć, zwłaszcza, że do zmierzenia mam 10 pikiet. Bo im tak mówił profesor w szkole. I pomimo tego, że wytłumaczyłem mu, jakie jest ryzyko takiego nawiązania (wiem, że był przebudowany dach kościoła), do tego osnowa przy drodze lubi pływać, a ponadto te 10 pikiet jest na przebudowanym gazociągu. Jakoś nadal nie był przekonany, bo w szkole było inaczej mówione i nigdy od niego nie wymagali tego.
Obecny mój pomocnik kończy technikum. Jak czasem rozmawiamy, to aż mi się włos jeży, jak słyszę, co im w szkole opowiadają. A jak parę razy się odezwał i powiedział jak myśmy robili w terenie (głównie chodziło o dodatkowe kontrole), to usłyszał zdawkowe, że jak się jest nadgorliwym to można, ale to niepotrzebna strata czasu i dodatkowa robota. Później się dowiedziałem, że w tej szkole 95% nauczycieli przedmiotowych nie miało praktycznie styczności z produkcją albo mieli naście lat temu w dawnych OPGKach.


* mam na myśli Uniwersytet Rolniczy (dawną Akademię); piszę gorsza, bo po Krakowie pełno było ogłoszeń, że szukają geodetów, ale po tej drugiej szkole ;)
Rzeczy niemożliwe załatwiam od ręki, cuda wymagają więcej czasu.

konradpw

Myślę, że poruszyłeś bardzo ciężki temat. Ja skończyłem Politechnikę Warszawską. Osobiście uważam,że na prywatnych uczelniach szkoły wciskają sporo kitu- "mamy najlepszych prowadzących, z najlepszych uczelni, itp..." tylko nikt nie mówi, że sporo mniej jest wymagane, choćby na zaliczeniach. Nie mówię, że po takich uczelniach nie można być dobrym geodetą, bo o tym decyduje praktyka zawodowa.
Z drugiej strony publiczne dobre uczelnie też kończy sporo "fachowców", jednak ich odsetek w ogóle jest wyraźnie niższy.
Na koniec- ceny na rynku spowodowane są tym, że nas geodetów na rynku jest dużo za dużo, a większość wyprodukowana jest przez (cytat profesora z PW)- "wyższe szkoły gotowania na gazie" zwane również" wyższymi szkołami szczęścia wszelkiego".
Teraz pewnie spadnie na mnie spora dawka krytyki....

niemrawy

#3
Problem jest taki że natworzyło się jakiś dziwnych oddziałów w każdej mieścinie i wszystkie z tych szkół chcą robić kasę na studentach zaocznych. Poziom nauczania jest kiepski, zaliczysz byłeś regularnie płacił. Kadra nauczycieli składa się z jednego lub dwóch konkretnych nauczycieli a reszta to zbieranina. Państwo powinno ograniczyć taki incydent.

geoziom

#2
No niestety ale masz rację... ja skończyłem 5 - letnie technikum geodezyjne (przed reformą edukacyjną) + inżynier i dalej dałem sobie spokój bo wiem, że nie miało to chyba sensu, z osób, które skończyły technikum ok. 30 w geodezji pracuje nas po 9 latach od jego ukończenia ok. 8 osób z czego troje to tzw. "dzieci geodezyjne". Nie każdy też do tej roboty się nadaje, trzeba wiele rzeczy kumać, umieć kojarzyć fakty i przepisy, być wytrzymałym psychicznie i fizycznie, mieć zacięcie do tej pracy i mieć łeb na karku no i przede wszystkim trzeba to lubić, ale jak wiadomo każdy chce pieniążki też zarabiać. No i najważniejsze to trzeba mieć pomysł co chce się osiągnąć. Bo jeżeli nie zrodzi się on w głowie to go nigdy się nie osiągnie. Ale czasami patrzę ile nakładu trzeba w to włożyć to się czasami odechciewa ale tak chyba jest w każdej pracy.
Chociaż każdy wie jak u Nas jest - albo praca w rodzinie, albo dobre znajomości i układy na rynku aby robić dobrą robotę + jeszcze kilkadziesiąt tysięcy na sprzęt, które przecież też trzeba mieć albo dotacja z UE.
Geodezja to biznes jak każdy inny, trzeba umieć liczyć zyski i straty. Ale i tak bym tej roboty nie zmienił, chyba że na zawody prawnicze bo mnie to jeszcze kręci ale tu stoi na czele palestra.
Trzeba też pamiętać, że w gospodarce zawsze jest sinusoida, jak jest dołek to będzie i górka. Głowa do góry, pozdrawiam.

wykolejeniecAutor w?tku

#1
Mam nadzieję, że nikogo tym nie urażę, bo w ogóle nie taka jest moja intencja, ale trochę mnie ten temat gnębi. Od razu uprzedzam, że to jest mój punkt widzenia.

Z roku na rok widzę, że poszerza się grono szkół uczących geodezji (nie tylko geodezji, ale to pomijam), walka o studenta jest zacięta i student na tym traci. Nie sądzę bowiem, że jeśli szkoła uczy w kierunku socjologii, ekonomii i geodezji, to dla każdego kierunku zapewnia kadrę na odpowiednim poziomie. I przychodzi taki Jasiu Kowalski z Koziej Górki (żeby nie było, sam jestem z małej miejscowości i też się trochę dałem wciągnąć w kreowanie przyszłości przez uczelnie) i dowiaduje się jak to go wykształcą, jaki to będzie z niego inżynier i jakie to kokosy zarobi. I później trafia na brutalną rzeczywistość. Mnie normalnie takiego Jasia jest żal, naopowiadali mu głupot, kasę wyciągnęli i coś tam o geodezji powiedzieli. Czasu nie cofnie, odszkodowania nikt mu nie zapłaci. Mnie to nawet nieco lotto cała ta sytuacja, bo co mi to że co 10 będzie po geodezji skoro konkurencja to żadna, ale chyba coś by trzeba z tym zrobić. Nieuchronnie zmierzamy do sytuacji, że w każdym większym mieście będzie można się kształcić w dowolnym kierunku. Tylko przychodzi później taki człowiek zainteresowany pracą, pokazuje papiery z ukończonych 3 kierunków, oczekuje 2 tyś. netto na starcie i całowania stóp, za to że w ogóle przyszedł do pracy. A zachowuje się tak, bo tak go uczelnia nastawiła. I uważam, że to wobec tych młodych ludzi jest niesprawiedliwe. Że nikt im nie powiedział wcześniej, że wystarczy, że będziesz miał wykształcenie średnie i będziesz miał pojęcie o tym co robisz. Daleki jestem od oczekiwania wprowadzenia regulacji, ale na pewno trzeba zmienić ten stan rzeczy, bo wielką krzywdę wyrządza się tym ludziom.
Rzeczy niemożliwe załatwiam od ręki, cuda wymagają więcej czasu.